W największych miastach w Polsce w szaleńczym tempie rosną nie tylko ceny nowych mieszkań, ale także używanych
- Państwo na oglądanie mieszkaniaω Zapraszam - właściciel lokalu gościnnie otwiera drzwi. Po krótkiej wycieczce wchodzi z klientami do pokoju, w którym siedzą już trzy inne pary. One także są zainteresowane kupnem mieszkania. - Słucham: ile państwo proponujecieω A państwoω - pyta gospodarz. Takie sytuacje coraz częściej zdarzają się osobom, które próbują w Warszawie kupić mieszkanie na rynku wtórnym. Trzeba się też liczyć z tym, że właściciel mieszkania przy podpisywaniu umowy przedwstępnej bez uprzedzenia podniesie uzgodnioną wcześniej cenę. Dlatego kupujący w obawie, że ceny wzrosną jeszcze bardziej, bardzo szybko podejmują decyzje. - Używając giełdowego żargonu, można powiedzieć, że na rynku nieruchomości na dobre rozgościł się byk - komentuje Marta Kosińska z bezpłatnego serwisu z ogłoszeniami o nieruchomościach www.szybko.pl.
Mieszkania sprzedają się jak świeże bułeczki m.in. w Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu, a nawet w Rzeszowie i Białymstoku. Niestety, podobnie jak na rynku pierwotnym podaż mieszkań jest mniejsza niż popyt na nie. Efektω Wzrost cen!
- Ceny rosną nieustannie od jesieni ubiegłego roku, co związane jest ze wzrostem cen nowo budowanych mieszkań i wydłużonym czasem oczekiwania na nie - mówi Mariusz Chołuj z agencji Bracia Strzelczyk.
Według firmy redNet Property Group (właściciela serwisu Tabelaofert.pl) przeciętny czas oczekiwania na mieszkanie w stolicy, od podpisania umowy z firmą deweloperską do odebrania od niej kluczy, wydłużył się w ciągu ostatnich dwóch lat ze 197 do 367 dni. Wiele osób nie chce czekać tak długo.
Chołuj ocenia, że najszybciej drożeją mieszkania w kamienicach i na nowych osiedlach. - Generalnie w stolicy brakuje ofert poniżej 6 tys. zł za m kw. - dodaje ten pośrednik.
- Zwyżki są zaskakujące nawet dla analityków rynku i agentów nieruchomości z długoletnim stażem. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że ceny rosły z tygodnia na tydzień - mówi Marta Kosińska. Jeszcze szybciej niż w Warszawie rosną ceny używanych mieszkań w Krakowie i Wrocławiu. W tym pierwszym mieście tylko od marca do lipca podrożały one o niemal jedną czwartą, co oznaczało bezwzględny wzrost o 1520 zł i przekroczenie progu 6 tys. zł za m kw.! - Średnie ceny w Krakowie zrównały się, a nawet nieznacznie przekroczyły poziom cen w Warszawie. Natomiast Wrocław znajduje się obecnie na trzecim miejscu najdroższych polskich miast - opowiada Kosińska.
Tadeusza Blicherta z wrocławskiego biura Braci Strzelczyk tak wysoka pozycja Wrocławia nie dziwi. - To miasto z bogatą historią, wspaniałym, żyjącym przez całą dobę centrum, miejsce napływu spektakularnych inwestycji, np. LG i Volvo, oraz dużą migracją ludności - zachwala Blichert. Według niego na południu miasta ceny poszybowały do poziomu warszawskiego.
Analitycy są zgodni, że rynki mieszkaniowe, zarówno pierwotny, jak i wtórny, napędzają tanie kredyty. A zapowiedź przykręcenia przez banki kurka z kredytami walutowymi zadziałała dopingująco na wielu inwestorów, szczególnie zaś tych z mniej zasobnym portfelem. Chołuj twierdzi, że w czerwcu szczególnie aktywni byli klienci kupujący głównie jedno- i dwupokojowe mieszkania. Kosińska dodaje, że wielu mobilizuje też zapowiedź niekorzystnych zmian w zasadach opodatkowania sprzedaży mieszkań kupionych po 1 stycznia 2007 r.
Przypomnijmy, że rząd zaproponował zastąpienie 10-procentowego podatku od wartości 19-procentowym od zysku. Równocześnie ma zniknąć zwolnienie z podatku, gdy sprzedaż następuje po co najmniej pięciu latach od zakupu albo gdy pieniądze ze sprzedaży mieszkania zostaną przeznaczone na zakup innego.
Tymczasem mieszkania przez wielu są traktowane jako lokata kapitału. - Z jednej strony kupuje się je na wynajem, zaś z drugiej - jako inwestycję - wyjaśnia Tadeusz Blichert. - Jest też już pewna grupa osób, która inwestuje w nieruchomości zarobione na Zachodzie pieniądze - wtóruje mu Bogdan Ejsmont z białostockiego biura Braci Strzelczyk. Chcąc kupić mieszkanie w Białymstoku, trzeba się liczyć z wydatkiem od 2,3 tys. do 2,8 tys. zł za m kw.
Katarzyna Frankiewicz z rzeszowskiego biura tej agencji dodaje, że ruch na rynku mieszkaniowym zależy w dużym stopniu od sytuacji na rynku pracy, a tej jest najwięcej w dużych aglomeracjach. W Rzeszowie za przeciętne 50-metrowe mieszkanie trzeba zapłacić ok. 150 tys. zł, czyli 3 tys. zł za m kw.
Jednak jeśli pracy jest mało, także popyt na mieszkania jest niewielki. Agnieszka Mazur, która działa na Podkarpaciu, nie zauważyła jakiegoś szczególnego ożywienia np. w Jaśle. - Ceny są tu raczej stabilne, od 1 tys. do 1,3 tys. zł za m kw. - mówi Mazur.
W dużych miastach ceny mieszkań są bardzo zróżnicowane. Np. w stolicy najdroższymi dzielnicami są Śródmieście, Mokotów i Żoliborz, gdzie średnie ceny wahają się w granicach 7-9 tys. zł za m kw. Dużo tańsze - czasem nawet o połowę - są mieszkania po prawej stronie Wisły, np. na Bródnie czy Targówku.
Wszyscy pośrednicy i analitycy podkreślają, że od czasu przystąpienia Polski do UE coraz więcej mieszkań kupują cudzoziemcy, którzy liczą na wzrost cen i niezły zarobek. Nie wiadomo, ile mieszkań kupili w tym roku. Analitycy z redNet Property Consulting szacują, że nawet co dziesiąte mieszkanie budowane przez deweloperów w największych polskich miastach finansują obcokrajowcy. Na rynku wtórnym nikt nie robi tego typu badań. Skalę zjawiska pokazują statystyki MSWiA mówiące o transakcjach nieruchomościowych zawieranych przez cudzoziemców, np. w 2003 r. cudzoziemcy kupili łącznie 703 mieszkania, a w ubiegłym roku - 1368, czyli prawie dwa razy więcej.
W mieszkania w Polsce najchętniej inwestują Brytyjczycy, Irlandczycy i Hiszpanie. Według Polskiej Agencji Badawczej Budownictwa spekulacyjny wykup mieszkań przez inwestorów zagranicznych trwa też w Budapeszcie i Pradze. Jednak tam głównymi inwestorami są... Rosjanie.
źródło [Gazeta Wyborcza - 11.07.2006]