Dwupokojowy lokal o powierzchni 43 mkw. w Warszawie lub prawie 58 mkw. w Gdańsku - takie mieszkania będzie można kupić w 2010 r. za pół miliona złotych. To od 10 do 18 mkw. mniej niż przy obecnych średnich stawkach na rynku. Żaden z pytanych przez "Rz" ekonomistów i analityków rynku nieruchomości nie przewiduje spadku cen mieszkań w ciągu kilku najbliższych lat.
- Trudno przewidzieć, kiedy ceny mieszkań dojdą do poziomu, który zniechęci do ich kupowania. To pytanie raczej z zakresu psychologii, a nie analizy ekonomicznej -uważa Marcin Mróz.
Gdzie najszybciej będą drożały mieszkania? O ok. 10 proc. rocznie będą drożeć lokale w Gdańsku i Wrocławiu, a o 13 proc. rocznie w Poznaniu. Najwolniejszy przyrost, rzędu 7 - 8 proc. rocznie, będzie w Warszawie i Krakowie. Wzrost cen to zasługa gigantycznego deficytu mieszkaniowego. Szacuje się, że w Polsce brakuje 1,6 mln mieszkań. Na dodatek statystyczny Polak wciąż może kupić za średnią pensję więcej metrów kwadratowych niż mieszkaniec Londynu czy Barcelony. Ceny będą więc rosły do momentu, gdy wskaźniki te się wyrównają.
Na kontynuację mieszkaniowego boomu mają też wpływ rosnące koszty. - Obecnie koszty budowy są o kilkadziesiąt procent wyższe niż pod koniec ubiegłego roku. Podwyżki cen materiałów budowlanych wydają się nieuniknione - mówi Tomasz Czerwonka, analityk z ASM Centrum Badań i Analiz Rynku.
Zagrożeniem dla hossy może być za to wyższy koszt obsługi kredytów. - Wprawdzie jeszcze przez jakiś czas wpływ rosnących stóp procentowych na rynek nie będzie duży, ale kiedy koszt kredytów zbliży się do 7 proc., chętnych do ich zaciągania może zacząć ubywać -mówi Emil Szweda, analityk Open Finance.
d.e.
|