Małe firmy zaciągają coraz więcej kredytów |
Jeden z największych banków detalicznych ING Bank Śląski chce wprowadzić ofertę kredytów dla nowo powstających firm. Powód? Od niedawna taką ofertą kusi Multibank. Inny z liderów polskiej bankowości Bank Zachodni WBK od września podniesie do 200 tys. zł kwotę kredytu inwestycyjnego dla małych firm, do zaciągnięcia którego nie jest potrzebne za bezpiecznie. Niedawno uczynił to bowiem ING.
- Dwa lata temu, żeby wziąć większy kredyt, trzeba było mieć zabezpieczenie warte dwa-, a nawet trzykrotnie więcej niż wysokość kredytu. Teraz wystarczy jednokrotność -podkreśla Adam Krynicki, prezes małej firmy Krynicki Recycling.
Aktywność w czasach koniunkturyWedług Małgorzaty Krzysztoszek, eksperta Lewiatana, dostępność kredytów dla małych firm się zwiększa .
Rosnąca aktywność banków na rynku małych firm wynika z dobrej koniunktury. Coraz więcej przedsiębiorstw, nawet tych maleńkich, bierze kredyty. Banki to widzą i chcą sobie odbierać małych klientów. Szczególnie zależy im na tych firmach, które są przejrzyste, od co najmniej roku prowadzą rachunki i mają udokumentowaną historię zysków. Takim przedsiębiorcom jest rzeczywiście łatwiej.
Ale do optymizmu jeszcze daleko. Banki bynajmniej nie wyciągają do małych firm pomocnej dłoni, tak jak one by tego chciały. Raczej wysuwają mały palec. Nowo powstające przedsiębiorstwo ma na razie szansę na kredyt w wysokości...3 tys. zł. A jak przez rok będzie się płynnie rozwijać, może dostać kredyt inwestycyjny. I to nie zawsze bez zabezpieczenia.
- Banki powoli łagodzą kryteria przyznawania kredytów małym przedsiębiorstwom i będą to dalej robić - zapowiada Jacek Taraśkiewicz z ING. -Ale podstawową przeszkodą, która uniemożliwia zdecydowane złagodzenie tych kryteriów, jest to, że wciąż wiele mikrofirm upada we wczesnej fazie rozwoju.
Według Małgorzaty Krzysztoszek w Polsce wytworzyło się przekonanie, że banki po prostu nie interesują się małymi firmami. Jej zdaniem to nie jest prawda. - Kilka lat temu banki nie interesowały się przedsiębiorstwami i skupiały na klientach indywidualnych. Teraz to się zmieniło. Ale utrzymująca się ostrożność banków wynika z tego, że są one instytucjami zaufania publicznego i muszą spełniać coraz ostrzejsze wymagania dotyczące zabezpieczania przed ryzykiem. Wynikają one chociażby z nowej umowy kapitałowej - twierdzi ekspert Lewiatana.
Mniejsze zabezpieczeniaProblemy z zaciągnięciem kredytu, jakie do niedawna miała większość firm, ilustruje historia spółki biotechnologicznej Finepharm z Jeleniej Góry. Istnieje ona od 2003 r. i przez dwa pierwsze lata rozwijała się bardzo szybko. W 2006 r. jednak musiała uzyskać wymagany przez Unię Europejską certyfikat pozwalający na dystrybucję substancji farmakologicznych w Europie Zachodniej. Potrzebowała na to 1,5 mln zł, ale uzyskanie tego certyfikatu to katapulta dalszego rozwoju. W Europie bowiem niewiele firm produkuje takie substancje jak Finepharm. A zatem perspektywy eksportowe były bardzo optymistyczne. -Bank zgodził się udzielić kredytu, ale zażądał depozytu w wysokości 4,5 mln zł - opowiada prezes firmy dr Jan Czarnecki. - Nie mieliśmy takiego zabezpieczenia. Z drugiej strony nie mogliśmy uzyskać dotacji z funduszy europejskich, ponieważ do nich potrzebny był wysoki wkład własny. Wydawało nam się, że można go zapewnić kredytem, ale nic z tego.
Teraz Finepharm zapewne mógłby uzyskać kredyt. Nie trzeba bowiem tak wysokich zabezpieczeń. Niektóre banki w ogóle nie wymagają zabezpieczenia, nawet wysokiej wartości kredytów, jeżeli są one zaciągane w celu zapewnienia wkładu własnego przy dopłatach unijnych. Tyle że dobre perspektywy Finepharmu wcześniej zauważył fundusz inwestycyjny MCI Management, który kupił udziały w firmie, zapewniając jej kapitał na rozwój.
Historia zbyt krótkaMimo ułatwień, jakie stosują banki, wiele przedsiębiorstw nie może jednak zaciągnąć kredytu. Wciąż dotyczy to nowo powstających podmiotów. Zbyt wiele z nich bowiem upada, żeby banki podejmowały ryzyko finansowania ich działalności. Z badania GUS wynika, że po roku od wejścia na rynek średnio jedna trzecia nowych firm przestaje działać. Dlatego banki najpierw dają nowej firmie możliwość zadłużenia się w minimalnym stopniu, aby ją do siebie przyciągnąć, a po roku, gdy widzą, że biznes rozwija się płynnie, łagodzą kryteria.
Często problemy ze znalezieniem finansowania mają nawet przedsiębiorstwa dobrze prosperujące. Jednym z nich jest Ivo Software z Gdańska, producent komputerowego syntezatora mowy, który za swój produkt zdobył już kilka nagród w Polsce i na świecie. Firma rozwija się bardzo szybko. W ubiegłym roku jej przychody przekroczyły 1 mln zł, a zysk wyniósł 280 tys. zł. W tym roku wyniki mają się niemal podwoić. Zainteresowanie inwestycją w Ivo Software przejawia wielu inwestorów finansowych i branżowych. Dla banków nie ma to jednak żadnego znaczenia. -Sprawdzaliśmy w bankach, czy moglibyśmy uzyskać kredyt inwestycyjny, i okazało się, że nie -opowiada jeden z właścicieli Ivo Software Łukasz Ossowski. Przyznaje, że bank mógłby udzielić kredytu na zakup konkretnych rzeczy, które służyłyby jako zastaw. Ale firma chciała zatrudnić ludzi lub kupić prawa patentowe, a to nie może być żadnym zabezpieczeniem dla banku. Zk olei przedsiębiorstwo oprócz kilku komputerów nie ma nic, co mogłoby dać w zastaw.
Zdaniem Andrzeja Lecha, prezesa Warszawskiego Instytutu Bankowości, często wysokie wymagania banków wynikają m.in. z tego, że historia polskiej gospodarki rynkowej jest zbyt krótka, żeby można było stworzyć efektywne metody oceny ryzyka. -Do oceny zdolności kredytowej małych firm powszechnie weszły tzw. metody scoringowe. Ich jakość zależy od danych historycznych, na których są budowane. Dlatego często są jeszcze niedoskonałe. Nasza gospodarka rynkowa jest bowiem młoda, historia firm relatywnie krótka, a dynamika zmian bardzo wysoka -mówi Lech.
Zk olei Małgorzata Krzysztoszek uważa, że wiele mniejszych firm nie zdaje sobie po prostu sprawy z możliwości finansowych dostępnych na rynku. - Istnieją na przykład fundusze poręczeniowe, które oferują zabezpieczenie kredytu. Oczywiście wiąże się to z pewnym kosztem. Ale wiele firm nie wie o takich funduszach. Na rynku istnieje tyle produktów finansowych, że obecnie każda firma może znaleźć coś, co odpowiada jej potrzebom. Tylko często wiedza jest za mała lub brakuje chęci.
źródło - [Rzeczpospolita nr 200 z dnia 28-08-2007]