Jeśli zamieszkasz w domu, który formalnie jest jeszcze w budowie, zapłacisz większe rachunki za prąd - w taki sposób Ministerstwo Infrastruktury chce zmusić inwestorów do zgłaszania zakończenia budów, a w efekcie - do płacenia podatku od nieruchomości
- Jeszcze w tym roku zaczną obowiązywać stosowne regulacje - zapowiedział wiceminister infrastruktury Olgierd Dziekoński w czasie wtorkowej konferencji Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa. Dziekoński nie ujawnił żadnych szczegółów. Stwierdził jedynie, że cena prądu dostarczanego na budowę będzie znacznie wyższa niż prądu dostarczanego po jej zakończeniu.
Tymczasem już teraz prąd "budowlany" jest droższy od "mieszkaniowego". W spółce RWE Stoen ten pierwszy kosztuje 0,1947 zł za kWh, a drugi jest mniej więcej o 2 gr tańszy. Od rzeczniczki spółki Iwony Jarzębskiej dowiedzieliśmy się, że przeciętna warszawska rodzina zużywa rocznie ok. 2,2 tys. kWh energii elektrycznej. Zatem, korzystając z prądu "budowlanego", płaciłaby o 44 zł więcej. Do tego dochodzi jednak o ponad 100 zł wyższy abonament za rozliczenia. Czy można przejść na prąd "mieszkaniowy", nie dopełniwszy formalności związanych z zakończeniem budowy? Zwykle wystarcza zgłoszenie do nadzoru budowlanego. W RWE Stoen - na podstawie wewnętrznego regulaminu - domagają się dokumentu z powiatowego nadzoru budowlanego, ale w np. w Vattenfall już nie.- Nie jesteśmy policją, nie mamy żadnych możliwości sprawdzenia, czy dom został formalnie oddany, czy nie - mówi Andrzej Rajner z Vattenfalla.
Ile można zaoszczędzić na podatku od nieruchomości? Obecnie za sam grunt gminy mogą zażądać maksymalnie 0,35 zł za m kw. Jeśli zaś stoi na nim budynek mieszkalny, dochodzi podatek od niego, który może wynieść 0,59 zł za metr. W przypadku 200-metrowego domu, to wydatek co najwyżej 118 zł rocznie. Wynika więc z tego, że bardziej opłaca się zgłosić gotowy dom, niż korzystać z prądu "budowlanego". W dodatku od 2003 r. karane jest nielegalne użytkowanie domu - 10 tys. zł. Dodajmy, że wówczas liczba mieszkań oddanych do użytku wystrzeliła w górę.
- Nie zależy nam na statystycznym sukcesie w budownictwie mieszkaniowym - zapewniał Dziekoński. I dodał, że celem jest "zrównoważenie budżetów gmin", dla których podatek od nieruchomości jest jednym z ważniejszych źródeł dochodów. Sęk w tym, że ani rząd, ani Urząd Regulacji Energetyki nie mają wpływu na wysokość cen prądu "budowlanego", bo od stycznia 2008 r. jest ona całkowicie wolna. W grę wchodzi więc bezwzględny zakaz zawierania umów na dostawy tańszej energii z inwestorami, którzy nie dopełniliby formalności związanych z zakończeniem budowy.
źródło - [Gazeta Wyborcza - Dom z dnia 16-04-2008]