Chce ona wyjaśnić, jak to możliwe, że klienci w niektórych bankach mogą dostać kredyt nawet o dziesiątki tysięcy większy niż w innych. "Jeśli stwierdzimy niepokojące rozbieżności w stosowanych procedurach i standardach, nie wykluczamy interwencji" - dodaje Dajnowicz. W grę wchodzi zdyscyplinowanie poszczególnych instytucji a nawet wydanie ogólnie obowiązujących zasad.
"Już najwyższy czas, aby nadzór pokazał stanowczość, bo polityka kredytowa stała się zbyt liberalna" - grzmi Wojciech Kwaśniak, doradcy prezesa NBP, a dawniej generalny inspektor nadzoru bankowego. "Wkrótce może się to zemścić na i na bankach, i na klientach" - wtóruje Andrzej Saniewski, dyrektor AIG United Guaranty Polska, firmy oferującej bankom ubezpieczenia kredytów hipotecznych.
Powołuje się na doświadczenia innych państw. Np. EBOR z myślą o bankach, które brały u niego pożyczki, zaleca, aby oceniając zdolność kredytową przy udzielaniu kredytów hipotecznych, przyjąć racjonalne koszty utrzymania, uwzględnić ryzyko stopy procentowej, zwiększając przy obliczeniach aktualną stopę o 3 pkt. proc., a także pilnować, aby udział raty w bieżących dochodach netto klienta nie przekraczał 50 proc. W Wielkiej Brytanii banki przeważnie uwzględniają odsetki o 1 pkt wyższe od stopy procentowej. Jako minimum, które musi kredytobiorcy zostać na utrzymanie po zapłaceniu raty, przyjmują stawkę wyliczaną przez urząd statystyczny.
U nas w tych kwestiach jest pełna dowolność. Jak wynika z ankiety Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową w Polsce 4-osobowej rodzinie z 4 tys. zł dochodu netto trzy z sześciu sprawdzanych banków były gotowe dać kredyt z ratą przekraczającą połowę dochodów. W skrajnym przypadku rodzinie pozostawało na utrzymanie 1,5 tys. zł, podczas gdy minimum socjalne dla rodziców i dwójki dzieci przekracza 2,6 tys. zł.
"Przykładów bezrefleksyjnego kredytowania jest zresztą więcej" - mówi Saniewski. Małżeństwo w wieku 55 lat z 8 tys. zł dochodu netto dostało kredyt na 30 lat. Przy wyliczaniu zdolności kredytowej młodego małżeństwa nie bierze się pod uwagę, że wkrótce na świat może przyjść dziecko, co istotnie odbija się na sytuacji finansowej.
"Wszystko jest w porządku, gdy gospodarka rozwija się tak dobrze, jak ostatnio. Drożeją nieruchomości, a płace rosną. Co będzie, jeśli to się zmieni?" - zastanawia się szef AIG UG.
Nie zgadza się z nim Marcin Materna, analityk DM Millennium. "Nikt u nas nie pożycza tak jak w USA, gdzie instytucje wiedziały od razu, że klientów nie stać na spłatę rat. Liczyły jednak, że jeśli się kredytobiorcy nie uda, to po prostu sprzedadzą drożejącą nieruchomość" - wyjaśnia. Jego zdaniem z ingerencjami w działalność banków należałoby być ostrożnym.
"Wprowadzono rekomendację S, według której zainteresowany kredytem w walucie obcej musi mieć o 20 proc. wyższą zdolność kredytową niż w przypadku kredytu złotowego. I co? Na klientach, którzy wzięli kredyty w złotych, ciążą teraz dużo wyższe raty niż na spłacających pożyczki we frankach szwajcarskich" - dodaje analityk.