Banki potrzebują gotówki na kredyty, dlatego oferują zawrotne oprocentowanie lokat. Prezes BZ WBK Mateusz Morawiecki apeluje, aby instytucje finansowe jak najszybciej zakończyły tę wojnę. Już dziś płacą za nią klienci, a za kilka miesięcy może zapłacić cała gospodarka.
- Wysokie ceny depozytów muszą się przełożyć na wyższe ceny kredytów. Stają się one przez to mniej dostępne i mniej bezpieczne, bo ryzyko niespłacenia przez klientów wysoko oprocentowanych kredytów jest wyższe - wyjaśnia Mateusz Morawiecki, prezes BZ WBK.
Co ciekawe, z apelem o zakończenie wojny depozytowej wystąpił szef banku, który do tej pory do wojny na lokaty się nie przyłączył.
Większość banków nie zamierza jednak szefa BZ WBK słuchać. - Jesteśmy bardzo zainteresowani pozyskaniem jak największej liczby klientów. Właśnie przygotowujemy nową atrakcyjną ofertę - mówi Szymon Mitera, wiceprezes Banku Pocztowego, który kilka tygodni temu włączył się do gry. - Sądzę, że wkrótce pojawią się banki gotowe płacić nawet 12 proc. za oszczędności - prognozuje Piotr Czarnecki, prezes Raiffeisen Banku.
Jego zdaniem niepokojąca jest sytuacja, że banki płacą już po 9 proc. nawet za depozyty dla przedsiębiorstw. Do tej pory proponowały im co najwyżej stawkę porównywalną z oprocentowaniem pożyczek na rynku międzybankowym.
Byłoby to więc w tej chwili makszmalnie 6,5 proc. Ale skoro nie ma pieniędzy na rynku międzybankowym, to ta wojna dla niektórych instytucji jest koniecznością. Wojna na lokaty szkodzi gospodarce, bo banki pieniądze z depozytów wolą pożyczać bezpieczniejszym klientom indywidualnym. Ograniczają za to finansowanie firm, które bez kapitału nie są w stanie funkcjonować.
źródło - [Dziennik Polska z dnia 11-12-2008]