Od 1 kwietnia banki będą miały obowiązek informować klientów zaciągających kredyt w walutach o wysokości spreadu, czyli różnicą pomiędzy ceną po jakiej pozyskuje pieniądze, a kursem po jakim sprzedaje go kredytobiorcom.
Równocześnie spread dla kredytów będzie musiał być taki sam jak dla walut sprzedawanych w okienku. Obecnie często waluta sprzedawana klientom w bankowym okienku jest tańsza niż dla kredytobiorców.
- Natomiast od 1 lipca klienci wszystkich banków będą mogli sami decydować, czy korzystają jak dotychczas ze spreadu banku, czy kupują walutę np. w kantorach i sami spłacą nią raty - mówi Marta Chmielewska-Racławicka z biura prasowego KNF. Dodaje, że nową rekomendacją komisji - tzw. S2, zostaną objęte nie tylko osoby, które zadłużą się w lipcu, ale i obecni kredytobiorcy. - Jednak osoba, która podejmie decyzję, że chce sama spłacać raty w walucie, nie będzie mogła później wrócić do poprzedniego systemu spłaty - wyjaśnia.
Obecnie na kilkanaście banków, które mają portfel kredytów walutowych, na spłatę rat przez klienta walutą pozyskaną w innej instytucji godzi się tylko pięć. Są to: Fortis, BZ WBK, DB PBC, Millennium, PKO BP. Ale nie we wszystkich klient może przyjść np. z frankami do okienka i uiścić zobowiązanie. - DB PBC nie przyjmuje gotówki. Dlatego ratę pobieramy z konta walutowego klienta. Konto to musi być zasilanie elektronicznie z innego banku - mówi Sabina Salomon, rzecznik DB PBC. Bank nie ma na razie w planach uruchomienia obsługi kasowej kredytów.
- Problem z rekomendacją S2 polega na tym, że klient tylko raz będzie mógł zmienić umowę. Tymczasem jeśli kilka tysięcy osób ruszy do kantorów kupić franki, to również spread w kantorach może mocno zdrożeć - uważa Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance.
Obecnie różnica pomiędzy ceną nabycia franka a jego sprzedaży w bankach wynosi od 13 do 40 groszy. W kantorach zwykle nie przekracza 15-20 groszy. Dlatego klienci postanowili się zorganizować. Na początku tego miesiąca wystartował portal Kupfranki. pl. Już ma 6,4 tys. uczestników, którzy miesięcznie na spłatę rat potrzebują 2,2 mln franków. Członkowie portalu mają nadzieję, że występując w lipcu wspólnie o zakup kilku milionów franków, będą mogli negocjować niższe marże.
- To może obniżyć wysokość płaconej raty - przyznaje Mateusz Ostrowski. - Ale niebawem klienci zadłużeni w walutach mogą mieć nowy problem - banki mogą zacząć wymagać dodatkowych zabezpieczeń zadłużenia - dodaje. Jak wyliczył osobie, która w sierpniu 2008 r.
zaciągnęła we frankach kredyt na 300 tys. zł, teraz zadłużenie wzrosło do 499 tys. zł. A to z powodu spadku wartości złotego. Jeśli dług był na 100 proc. wartości nieruchomości, to oznacza, że obecnie kredyt przekracza wartość mieszkania.
- Standardowo w umowach o kredyt hipoteczny jest zapis, że w takim przypadku bank może wystąpić o dodatkowe zabezpieczenie - przyznaje Marta Chmielewska-Racławicka. Takim zabezpieczeniem jest np. lokata, z cesją praw na bank, inna nieruchomość, jednorazowa spłata części zadłużenia lub doubezpieczenie kredytu. Problem z tym ostatnim polega na tym, że nie oferuje go żadne towarzystwo. Na razie banki monitorują swój portfel i zastanawiają się, co zrobią, gdy złoty nadal będzie słabł w stosunku do franka, a cena nieruchomości spadała.
- PKO BP domaga się dodatkowych zabezpieczeń, gdy wartość kredytu przekracza 130 proc. wartości nieruchomości. Ale nie wymagamy ich od klientów regularnie obsługujących zadłużenie - mówi Iza Świderek, rzecznik PKO BP. Dodaje, że problem może dotyczyć niewielkiej liczby klientów.
źródło - [Dziennik Polska z dnia 25-02-2009]