Obowiązujące w Polsce przepisy budowlane niestety nie pomagają budować energooszczędnych domów. Wręcz na odwrót. - Budowanie w standardzie wytyczonym tymi przepisami jest z punktu widzenia inwestora wręcz ekonomicznym absurdem - ostrzega Ludomir Duda, pierwszy w Polsce oficjalny audytor energetyczny (z listy Krajowej Agencji Poszanowania Energii), znany ekspert w dziedzinie oszczędności energii.
Co gorsza, ostatnie rozporządzenie ministra infrastruktury "w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie" radykalnie obniżyło - jak twierdzi Duda - wymogi dotyczące standardu energetycznego nowo powstających budynków.
W odpowiedzi miesięcznik "Ładny Dom" (jego wydawcą jest Agora) rozpoczął akcję "Mądry buduje 2 x lepiej".
- Wykazaliśmy, że budowanie dwa razy lepiej, niż przewiduje prawo budowlane, to najlepszy interes, jaki można zrobić w dzisiejszych czasach - mówi redaktor naczelny "Ładnego Domu" Wiesław Rudolf.
Na co należy zwrócić uwagę, budując dom? Przede wszystkim na użyte do tego celu materiały, np. cegły czy bloczki powinny mieć jak najniższy współczynnik przenikania ciepła. Ważne jest też odpowiednie docieplenie skorupy budynku, czyli jego zewnętrznych przegród - dachu, ścian, okien, podłóg na gruncie.
Duda i Rudolf uznali, że maksymalne wartości współczynników przenikania ciepła tych przegród (zapisane w załączniku do rozporządzenia) to absolutnie minimum. Trzeba je spełnić, by uzyskać zezwolenie na budowę.
Ale dodatkowe ocieplenie i lepsze okna (o współczynnikach przenikania ciepła dwa razy lepszych, niż przewiduje rozporządzenie) obaj eksperci potraktowali jako... bardzo opłacalną inwestycję kapitałową. Lepszą niż nie jednak lokata bankowa!
W swoich wyliczeniach Duda i Rudolf założyli, że dom z użytkowym poddaszem ma powierzchnię 200 m kw. Będzie on ogrzewany gazowym kotłem kondensacyjnym. Na zwiększenie izolacji termicznej tego domu plus dobre okna trzeba by wydać dodatkowo ok. 12 tys. zł. A jak duże będą oszczędności na rachunkach za gaz? Gdyby jego cena rosła każdego roku o 10 proc. (co wydaje się założeniem raczej optymistycznym), to po 15 latach oszczędności sięgałyby niemal 39 tys. zł! - Gdybyśmy te same pieniądze ulokowali w banku na 7 proc., to na czysto zyskalibyśmy niespełna 15,5 tys. zł, czyli prawie 2,5 razy mniej - podkreśla Rudolf.
- Inwestycja w lepszy pod względem termicznym dom to raptem 60 zł na m kw. Jeśli przyjmiemy, że budowa w pełni wykończonego domu pochłonie 2,4 tys. zł za m kw., to dodatkowe ocieplenie podwyższy koszt budowy jedynie o 2,5 proc. - dodaje Duda.
Jeszcze szybciej może się zwrócić inwestycja w wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła.
W przypadku klasycznej wentylacji spora część energii cieplnej jest potrzebna do podgrzania świeżego powietrza, które napływa do domu z zewnątrz w miejsce usuniętego kanałami wywiewnymi powietrza zużytego. Wentylacja mechaniczna sprawi, że straty ciepła będą dużo mniejsze. - Wbrew pozorom system ten nie jest dużo droższy od tradycyjnego systemu wentylacji grawitacyjnej, czyli takiej, w której powietrze świeże dostaje się do pomieszczeń np. przez nawiewniki okienne, a usuwane jest kanałami wentylacji grawitacyjnej - zapewnia Duda. I wyjaśnia, że wynika to z dużej różnicy w kosztach wykonania kanałów wentylacji mechanicznej i grawitacyjnej. Te drugie wymagają murowania przewodów wentylacyjnych od ławy fundamentowej do komina, podczas gdy kanały wentylacji mechanicznej to znaczne tańsze rury metalowe lub z tworzyw sztucznych. Praktycznie dodatkowy nakład finansowy ponosimy jedynie na zakup centrali wentylacyjnej (rekuperatora). - Spośród wielu dostępnych na rynku central warto kupować te o najwyższej sprawności odzysku ciepła i najwyższej efektywności wentylatorów, czyli najniższej mocy elektrycznej - radzi Duda. - Najlepsze rekuperatory mają maksymalną sprawność powyżej 90 proc. (oznacza to, że tyle ciepła się nie marnuje).
Inwestycja w wentylację z odzyskiem ciepła będzie kosztować dodatkowo ok. 8 tys. zł. Duda policzył, że te pieniądze zwrócą się w ciągu niespełna siedmiu lat. - To doskonała inwestycja kapitałowa o rewelacyjnej stopie zwrotu na poziomie 17 proc., w dodatku nieopodatkowana podatkiem Belki - zachęca ten ekspert.
Decydując się na dom niskoenergetyczny, warto także rozważyć wykorzystanie odnawialnego źródła energii, czyli np. pompy ciepła. To urządzenie mogące czerpać energię z ziemi, powietrza lub wód gruntowych. System ogrzewania, którego sercem jest właśnie pompa ciepła może kosztować nawet 30 tys. zł. Jednak już przy obecnych cenach np. gazu czy oleju opałowego, które są dość powszechnie stosowane do ogrzewania domów w naszym kraju, inwestycja może się zwrócić w ciągu kilku lat. Oczywiście zależy to od technologii wykonania domu oraz cen paliw i energii, które są zróżnicowane.
W ubiegłym roku specjaliści z Danfossa oszacowali roczne koszty zużycia energii cieplnej w 150-metrowym domu pod Ciechanowem zamieszkanym przez czteroosobową rodzinę w zależności od rodzaju ogrzewania. Założono, że na ogrzewanie tego domu oraz podgrzanie wody potrzeba 21,6 tys. kWh energii cieplnej. Korzystając z pompy ciepła, zapłacilibyśmy niespełna 2,5 tys. zł rocznie, a więc mniej, niż ogrzewając budynek węglem lub koksem (ok. 3,1 tys. zł) czy biomasą (ok. 2,6 tys. zł). Najkosztowniejsze jest ogrzewanie domu gazem płynnym (ponad 9 tys. zł) oraz olejem (przeszło 7,8 tys. zł).
źródło - [Gazeta Wyborcza z dnia 25-05-2009]