Statystyczny Smith czy Jones nie kupuje jednak mieszkania w Warszawie czy Krakowie po to, żeby się tu osiedlić. Dla przybyszów z Wysp Brytyjskich, ale nie tylko, bo dla wielu Irlandczyków czy Hiszpanów także, mieszkania są towarem, który za kilka lat będą mogli sprzedać z dużym zyskiem.
A ten naprawdę może być duży. Jak podaje firma Reas, średnia cen mieszkań wprowadzanych przez cały ubiegły rok na rynek wrocławski czy krakowski była wyższa w porównaniu z rokiem 2005 o ponad 50 proc. Z kolei w Warszawie ta średnia wzrosła o jedną trzecią. Nic więc dziwnego, że - jak ocenili analitycy z redNet Property Consulting - nawet co dziesiąte mieszkanie budowane przez deweloperów w największych polskich miastach finansowali obcokrajowcy.
Skalę zjawiska pokazują statystyki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) mówiące o transakcjach zawieranych przez cudzoziemców. Stosownych danych dostarczają notariusze i sądy prowadzące księgi wieczyste. Duże wrażenie robi nie tyle liczba tych transakcji, ile tempo, w jakim ich przybywa od czasu przystąpienia Polski do UE. W 2003 r. cudzoziemcy kupili łącznie 703 mieszkania, a w 2006 r. - już 1998, czyli prawie trzy razy więcej! To jednak wciąż niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że firmy deweloperskie oddały do użytku blisko 38 tys. mieszkań.
Prezes firmy Reas Kazimierz Kirejczyk i wiceprezes Home Broker Łukasz Madej są zgodni, że w rzeczywistości aktywność cudzoziemców na rynku mieszkaniowym w 2006 r. była o wiele większa, niż wynika to z danych MSWiA. - Zdecydowanie preferują oni mieszkania w nowych budynkach. A ponieważ ich budowa trwa zaś zwykle około dwóch lat, to boom inwestycyjny pojawi się w statystykach dopiero w przyszłym roku - mówi Kirejczyk.
Wiceprezes redNet Property Group Michał Kosyrz twierdzi, że tylko za pośrednictwem jego firmy (ściślej redNet Investment) cudzoziemcy kupili w 2006 r. blisko tysiąc mieszkań, głównie w Warszawie, ale także Krakowie, Poznaniu, we Wrocławiu i w Łodzi.
Madej zauważa, że wielu zagranicznych inwestorów (w tym fundusze inwestycyjne) kupuje hurtem nawet po kilkadziesiąt mieszkań i często odsprzedaje je z zyskiem jeszcze przed oddaniem do użytku. - Nie trafią więc one do statystyk - dodaje ten analityk.
Kirejczyk przyznaje, że zagraniczni inwestorzy przyczynili się do wzrostu cen mieszkań. Po pierwsze dlatego, że zmniejszają ich pulę na rynku, przez co powiększają nierównowagę popytu i podaży. Po drugie, są skłonni akceptować wyższe ceny, bo liczą, że mieszkania jeszcze przez długi czas będą zyskiwały na wartości. W dodatku swoje decyzje opierają z reguły na analizach pośredników, a ci nie zawsze rzetelnie przedstawiają atrakcyjność lokalizacji konkretnych inwestycji.
Na rynku panuje opinia, że w mieszkania w Polsce najchętniej inwestują Brytyjczycy, Irlandczycy i Hiszpanie. Dane MSWiA to potwierdzają. Przy czym resort podaje nie liczbę, ale łączną powierzchnię lokali, które trafiły w ręce obywateli poszczególnych krajów. Palmę pierwszeństwa zdecydowanie dzierżą Brytyjczycy, którzy w 2006 r. stali się właścicielami przeszło 22,1 tys. m kw. mieszkań. Ponieważ statystyczny lokal kupiony przez cudzoziemca miał średnio 67 m kw., to można przyjąć, że Brytyjczycy kupili ok. 330 z 1998 lokali.
Na drugim miejscu uplasowali się Irlandczycy (ponad 18,6 tys. m kw.), a na trzecim obywatele Niemiec (ponad 16 tys. m kw.). Jednak wśród nich najpewniej wielu jest Polakami mającymi paszport niemiecki. Hiszpanie pojawili się nad Wisłą stosunkowo późno, więc w statystykach MSWiA ustępują na razie pola Francuzom.
Czy cudzoziemcy równie chętnie co mieszkania kupują naszą ziemię? Przypomnijmy, że wielu polityków prawicy obawiało się, że stanie się ona łakomym kąskiem dla zachodnich spekulantów. Na razie ten problem nie istnieje, bo dzięki wynegocjowanym okresom ochronnym Polska może reglamentować obrót gruntami rolnymi i leśnymi oraz tzw. drugimi domami. Zakup tych nieruchomości - poza paroma wyjątkami - wymaga zezwolenia MSWiA.
Resort poinformował w najnowszym raporcie, że w 2006 r. wydał 274 zezwolenia na zakup ok. 532 ha ziemi oraz pięć zezwoleń na nabycie udziałów lub akcji w spółkach posiadających nieruchomości rolne i leśne o łącznej powierzchni niespełna 16 ha. Rok wcześniej zezwoleń na zakup gruntów rolnych i leśnych było o sto więcej i obejmowały one dużo większą powierzchnię - ok. 1759 ha. Równocześnie cudzoziemcy uzyskali wówczas osiem zezwoleń na nabycie udziałów lub akcji w spółkach, które miały nieruchomości rolne i leśne o powierzchni 33 ha.
Jednak liczba zezwoleń i liczba transakcji to dwie różne sprawy. Z rejestrów MSWiA, do których dane dostarczają notariusze i sądy prowadzące księgi wieczyste, wynika, że w 2006 r. w ręce cudzoziemców (głównie firm unijnych) trafiło nieco mniej ziemi, bo ok. 523 ha.
źródło - [Gazeta z dnia 12-04-2007]