Ceny pustaków i cegieł wzrosły w tym roku już o ponad 100 proc., a prawdopodobnie to nie koniec podwyżek! I jak w takich warunkach budować domy?
Sytuacja staje się dramatyczna. Kiedy w marcu informowaliśmy o braku podstawowych materiałów budowlanych w wielu regionach Polski, powoływaliśmy się na prognozy specjalistów, którzy ostrzegali przed lawinowym wzrostem cen. Najprawdopodobniej chyba jednak nikt nie przypuszczał, że będą to nawet trzycyfrowe podwyżki, i to w ciągu zaledwie dwóch, trzech ostatnich miesięcy! - Pustaki ceramiczne Max, w zależności od klasy, podrożały o 100-120 proc., zaś cegły kratówki - od 68 do 150 proc. - wylicza redaktor naczelny miesięcznika "Licz i buduj" Aleksander Sztorm, powołując się na najnowsze dane wydawnictwa Sekocenbud, które od 20 lat monitoruje ceny w budownictwie. - Ostatnio w oczach inwestorów, zarówno tych dużych, jak i indywidualnych, widzę przerażenie - dodaje Sztorm.
- Mój dom w kosztorysie z ostatniego kwartału 2006 r. miał kosztować z robocizną 340 tys. zł. Teraz cena pewnie będzie nie mniejsza niż 550 tys. zł - żali się nam zrozpaczony czytelnik. - I co ja mam zrobić? Na budowę domu zaciągnąłem kredyt. Bank najpewniej pożyczy mi trochę więcej gotówki, ale nie aż tyle. Jeden z hurtowników nawet składał mi kondolencje w związku tą sytuacją.
- Jak tak dalej pójdzie, Polska stanie się krajem rozpoczętych, a niezakończonych inwestycji - przyznaje naczelny "Licz i buduj". - Przy każdej kolejnej dostawie klienci już właściwie nie patrzą na cenę, która jest za każdym razem wyższa, tylko są szczęśliwi, że w ogóle dostali towar.
Inny nasz czytelnik opowiada: - W moim mieście hurtownie na razie nie przyjmują zamówień na bloczki na ściany zewnętrzne. Może za kilka dni - usłyszałem od szefa hurtowni, który w dodatku nie jest mi w stanie zagwarantować, czy bloczki dostanę w sierpniu, czy w grudniu. A cena? Oczywiście nieznana! To samo tyczy się innych zamówień. Ekipa jest zgodzona, ale nie wiadomo, czy za trzy miesiące będę miał z czego budować!
Zdaniem tego inwestora problemem powinien zająć się urząd antymonopolowy. - Sprzedawcy co miesiąc, dwa podnoszą ceny o kilka, kilkanaście procent, a chcąc zamówić teraz materiał na sierpień, nie mogę znać jego ceny - mówi.
Dyrektor ds. handlowych Grupy Polskie Składy Budowlane (PSB) Bogdan Panhirsz nie wyklucza, że są hurtownie, które zrobiły zapasy towarów, a teraz, wykorzystując panikę na rynku, windują ceny. - W naszej grupie, która liczy 237 składów, wykryliśmy kilka przypadków zakupów spekulacyjnych. Staramy się ograniczać tego typu zjawisko, ale wyeliminować się go nie da - mówi Panhirsz.
Małgorzata Cieloch z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) rozkłada ręce: - Nie jesteśmy urzędem ds. cen. Jeśli one rosną wyłącznie wskutek zbyt małej podaży, np. materiałów budowlanych, nie możemy reagować - wyjaśnia. Zaraz jednak dodaje: - Co innego, jeśli podwyżka jest efektem zmowy przedsiębiorstw, np. ostatnio prowadzimy postępowanie przeciwko 11 producentom cementu, których podejrzewamy o zmowę cenową, ustalanie warunków sprzedaży oraz podział rynku, a także wymianę poufnych informacji handlowych.
W poniedziałek prezes UOKiK ukarał cementownię Ożarów grzywną w wysokości 2 mln zł, bo według kontrolerów firma starała się ukryć przed nimi informacje mające wpływ na wynik postępowania antymonopolowego. Dodajmy jednak, że zawsze w tego typu przypadkach ostatnie słowo należy do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, o ile firma zechce się odwołać.
Tymczasem - jak poinformował nas Sztorm - ceny cementu podskoczyły w zależności od gatunku i rodzaju o 6-13 proc. Co gorsza, zaczyna go na rynku brakować. W poniedziałkowej "Gazecie" informowaliśmy o kilkukilometrowej kolejce ciężarówek, która ustawiła się w sobotę i niedzielę pod cementownią Nowiny koło Kielc. Grupa PSB rozważa w tej sytuacji import cementu z... Indii! - Nawet biorąc pod uwagę koszty transportu drogą morską, indyjski cement byłby o jedną czwartą tańszy od produkowanego w Polsce - mówi dyr. Panhirsz. - Sprawdzamy parametry tego cementu. Jeśli będzie dobry, prawdopodobnie zamówimy na próbę 12,5 tys. ton, aby się przekonać, czy ma sens taki import ze względu na czas transportu oraz załatwienia procedur dopuszczających ten cement do stosowania w Polsce. Na razie trudno jest mi to sobie wyobrazić - mówi Panhirsz. I wyjaśnia, że trwałość cementu wynosi ok. trzech miesięcy. Tymczasem na dowiezienie go do portów w naszym kraju potrzeba nawet pięciu tygodni. Następnie ten cement musiałby być zbadany pod kątem jakości. Gdyby te procedury miały zająć kolejne pięć tygodni, gra nie byłaby warta świeczki, bo nikt nie kupi cementu o tak krótkiej przydatności do użycia.
Na szczęście ten problem nie dotyczy już stali zbrojeniowej, której ceny ze względu na zbyt małą podaż wzrosły w tym roku - w zależności od średnicy prętów - od 16 do 23 proc. - Ruszył duży import z Ukrainy, a nawet z Chin, więc ceny zaczęły się stabilizować - zapewnia handlowiec z Grupy PSB.
Hurtownicy wyruszyli też już na wschód, południe i zachód Europy w poszukiwaniu dostawców cegieł i bloczków z betonu komórkowego. Prezes Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa i równocześnie szef Cerabudu Krotoszyn Stefan Nawrocki pociesza, że teraz cegielni zacznie szybko przybywać, więc pod koniec roku sytuacja powinna się ustabilizować. - Jednak nie liczyłbym na spadek cen. Te wskutek kryzysu w budownictwie nie rosły przez ostatnie pięć, sześć lat. Dopiero teraz producenci zaczęli zarabiać - mówi Nawrocki.
Chętnych na materiały najpewniej nie zabraknie, bo Polacy rzucili się do budowania domów jednorodzinnych. Ich postawienie jest na razie dużo tańsze niż kupno mieszkania. Jak podał GUS, w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku inwestorzy indywidualni dostali pozwolenia na budowę 20,2 tys. mieszkań, czyli o prawie 48 proc. więcej niż rok wcześniej. Panhirsz obawia się jednak, że jesienią ludzie mogą zacząć kupować dużo materiałów budowlanych, by uciec przed wyższym VAT. Do końca roku ma obowiązywać ustawa, która zakłada zwrot różnicy między 22-proc. i 7-proc. stawką VAT za materiały użyte do budowy lub remontu domu czy mieszkania. Podobne zjawisko szaleńczych zakupów miało już miejsce w 2004 r. (przed wprowadzeniem podwyżki VAT z 7 do 22 proc.) oraz w 2005 r. (likwidacja ulgi remontowej).
Inwestorzy muszą się liczyć także z szybko drożejącą robocizną. To efekt niedoboru fachowców, którzy masowo wyjeżdżają na Zachód. Ci, którzy zostali, kalendarz zleceń mają już wypełniony.
Źródło - [Gazeta Wyborcza z dnia 01-05-2007]